I calusieńkie dwa tygodnie minęły
jak z bicza trzasnął. Rodzinka wróciła z urlopu, to i Aramis
wrócił do domu. Też z urlopu. A jak! Bo my razem też urlop
mieliśmy. Urlop taki że hej! Codzienne - w soczystej zieleni -
wędrówki, i to po dwa razy dziennie, były wspaniałe. Ile
kilometrów po górach i lasach zrobiliśmy, to nasze. Ale że
wszystko co piękne szybko się kończy, czas zielonoświątkowego
wędrowania też się skończył. Trzeba wrócić do normalności.
Szkoda mi tylko będzie tej bajecznej zieleni, która teraz, z dnia
na dzień, będzie niestety coraz bardziej przygasać. No
cóż, już tak przyroda jest skonstruowana. I nic nie
można zmienić. Nie ma więc co marudzić, tylko czekać wytrwale na
kolejne urlopy. Bo chyba nas trochę ich jeszcze w
życiu czeka? ;)
HKCz
20.06.2017