Oaza jak się patrzy.
Krowy przywitały mnie
chóralnym muczeniem, ale po chwili, bezgłośnie już, pozowały mi
do zdjęć.
Z muchami jednak poradzić
sobie nie umiały. Uszy za krótkie, ogon za daleko, a jęzor, choć
długi, nie wystarczał. Wstrętne muchy, szukając wilgoci,
wiedziały gdzie znajdą bezpieczne dla siebie miejsce.
Trochę krówce pomogłam.
Narwałam długiej trawy i spokojnym wachlowaniem zaczęłam płoszyć
muszyska z jej pyska. Krowa stała bez ruchu, poddając się moim
"zabiegom".
Tym akurat krówkom upał
najwyraźniej tak bardzo dał się we znaki, że w końcu nie
wytrzymały i "gęsiego" pomaszerowały w stronę
swojej leśnej obory.
Ostatnia fotka na
pożegnanie. Mnie upał też dał się już we znaki.
Pognałam w głąb lasu - w poszukiwaniu, może nie oazy, ale gęstego
cienia.
HKCz
5.09.2015