piątek, 1 czerwca 2018

Rowerem po leśnych obrzeżach albstadtckiej kotliny

Nie była to tym razem długa wycieczka, bo z domu wyjechałam dopiero po 15-tej. 20 km jednak zaliczyłam. W tym lesie byłam po raz pierwszy. Zatrzymywałam się tam tylko na krótko trzy razy, aby zrobić fotki, i gnałam dalej. Las piękny, ale zobaczyłam tam też coś, co mnie zadziwiło, i coś, co mnie bardzo, ale to bardzo zbulwersowało.



W tym miejscu widać pozostałości po dawnym trzęsieniu ziemi. Wspięłam się z rowerem 
na górę i z każdej strony pooglądałam ten przenicowany teren.  





W dole kotliny widać małą część miasta Albstadt.  




A to jest to, co mnie tak bardzo zbulwersowało. No wiecie co ludzie! Takiego chamstwa 
tu nie było! Jeszcze niedawno. Nie chcę na nikogo wskazywać palcem, ale domyślam się, 
kto to zrobił. Co za ludzie!  


W tym zaś miejscu nadziwić się nie mogłam, że jakiś bezdomny tu "kotwiczy". Legowisko jego 
było przykryte plandeką, a cały ekwipunek równiutko ułożony na pieńkach.  


Samego bezdomnego tam nie było. Pewnie wyruszył do miasta po pożywienie.


Kiedy zatrzymałam się na krótko, zobaczyłam, że idzie pod górkę z wypchaną torbą plastikową.  


Zatrzymał się przy mnie, zawołał: "hallo!", pomachał ręką, i kiedy ja go też pozdrowiłam,
uśmiechając się, zaśmiał się głośno i poszedł w swoją stronę.


Zrobiłam jeszcze kilka fotek, i też udałam się w swoją stronę.  





Na koniec krótkiej przerwy jeszcze jedno pamiątkowe selfie... i jazda do domu.

   HKCz
24.04.2016