A gdzie ten śnieg? Boże Narodzenie i znów śniegu nie było. Stopił się akurat 2 dni przed świętami. Trudno. Ale i tak mieliśmy wspaniałe święta. Radosne, w miłej atmosferze. A i zdrowe. Dzięki długiemu spacerowi po górach. Rześkie powietrze i piękne widoki świetnie działają na każdego. Oto niektóre nasze zdjęcia na tle dziwnej bożonarodzeniowej przyrody. Zwłaszcza widoki ze szczytu Raichbergu na sławny Zamek Hohenzollernów robią wrażenie. Jeśli kogoś urzeknie ta bajeczna budowla, może oglądnąć ją w innych moich wpisach, również z bliska i od środka. Wystarczy kliknąć > tutaj
Dzieciaki szukały śniegu. Jak
znalazły, było kupa radości.
Aramis też miał radochę. Co rusz
zrywał dzieciakom czapki z głów i uciekał z nimi do śniegu.
Babcia!, uważaj na czapkę! Aramis w
akcji... :D
Ambona? A jakże. Trzeba sprawdzić co
tam jest.... i co z niej widać.
Dotarliśmy na szczyt Raichberg.
Panorama przepiękna. Śniegu nigdzie nie widać.
Ja z Synczyskiem zawsze mamy dużo do
pogadania. W końcu to mój Prezent urodzinowo
-imieninowy. :D
Hej ho, hej ho, do lasu by się
szło!... I się szło. ;)
Tu trzeba bardzo uważać. Głębokie szczeliny po trzęsieniach ziemi występują tu w różnych
miejscach.
Na sterczące wszędzie korzenie drzew
też trzeba uważać. Rowerem tędy nie da się jechać. Można
zęby
stracić. Wiem, bo próbowałam. :D
Zbliżamy się do najpiękniejszego
miejsca na szczycie Raichenberg.
Oto to miejsce. Stąd pięknie widać
Zamek Hohenzollernów oddalony w linii prostej o jakieś
20 km.
Oczywiście widoczny jest tylko przy bezchmurnej pogodzie.
Śniegu też nigdzie nie widać. Ale
widok, aż dech zapiera.
Na dużym zbliżeniu widać, że po
Zamku też dużo ludzi spaceruje.
A tu Zamek w letnim anturażu > LINK i LINK
A tu Zamek w letnim anturażu > LINK i LINK
Słońce powoli chyli się ku
zachodowi, czas wracać.
Ostatnie spojrzenia na Zamek
Hohenzollernów... i w drogę. Powrotną drogę.
Dużo ludzi spotkaliśmy na szczycie
góry. Niemcy tak mają. Lubią ruch. Z jedzeniem nie przesadzają.
Z
piciem tym bardziej.
W drodze powrotnej można było jeszcze
trochę poszaleć. Dróżka miejscami była zlodowaciała,
to trzeba
było sobie pozjeżdżać nieco.
Na Wieżę Widowiskową już nie
wchodziliśmy, bo co niektórzy coraz głośniej mówili
o jedzeniu.
:D
Do aut mieliśmy z tego
miejsca jeszcze kawałek drogi. Przyśpieszaliśmy coraz bardziej,
bo
po dwugodzinnym spacerze coraz bardziej marzył nam się suto
zastawiony
stół świąteczny... I taki był. My,
kobiety, już się oto postarałyśmy. :)
HKCz
29.12.2017