niedziela, 10 czerwca 2018

Rodzinny spacer w świąteczne popołudnie


A gdzie ten śnieg? Boże Narodzenie i znów śniegu nie było. Stopił się akurat 2 dni przed świętami. Trudno. Ale i tak mieliśmy wspaniałe święta. Radosne, w miłej atmosferze. A i zdrowe. Dzięki długiemu spacerowi po górach. Rześkie powietrze i piękne widoki świetnie działają na każdego. Oto niektóre nasze zdjęcia na tle dziwnej bożonarodzeniowej przyrody. Zwłaszcza widoki ze szczytu Raichbergu na sławny Zamek Hohenzollernów robią wrażenie. Jeśli kogoś urzeknie ta bajeczna budowla, może oglądnąć ją w innych moich wpisach, również z bliska i od środka. Wystarczy kliknąć > tutaj 







Dzieciaki szukały śniegu. Jak znalazły, było kupa radości.  



Aramis też miał radochę. Co rusz zrywał dzieciakom czapki z głów i uciekał z nimi do śniegu.  




Babcia!, uważaj na czapkę! Aramis w akcji... :D  



Ambona? A jakże. Trzeba sprawdzić co tam jest.... i co z niej widać.
  

Dotarliśmy na szczyt Raichberg. Panorama przepiękna. Śniegu nigdzie nie widać.  



Ja z Synczyskiem zawsze mamy dużo do pogadania. W końcu to mój Prezent urodzinowo
-imieninowy. :D  


Hej ho, hej ho, do lasu by się szło!... I się szło. ;)


Tu trzeba bardzo uważać. Głębokie szczeliny po trzęsieniach ziemi występują tu w różnych
 miejscach.


Na sterczące wszędzie korzenie drzew też trzeba uważać. Rowerem tędy nie da się jechać. Można 
zęby stracić. Wiem, bo próbowałam. :D  


Zbliżamy się do najpiękniejszego miejsca na szczycie Raichenberg.  


Oto to miejsce. Stąd pięknie widać Zamek Hohenzollernów oddalony w linii prostej o jakieś
 20 km. Oczywiście widoczny jest tylko przy bezchmurnej pogodzie.  


Śniegu też nigdzie nie widać. Ale widok, aż dech zapiera.  



Na dużym zbliżeniu widać, że po Zamku też dużo ludzi spaceruje.
A tu Zamek w letnim anturażu > LINK i LINK


Słońce powoli chyli się ku zachodowi, czas wracać.  


Ostatnie spojrzenia na Zamek Hohenzollernów... i w drogę. Powrotną drogę.  


Dużo ludzi spotkaliśmy na szczycie góry. Niemcy tak mają. Lubią ruch. Z jedzeniem nie przesadzają. 
Z piciem tym bardziej.  




W drodze powrotnej można było jeszcze trochę poszaleć. Dróżka miejscami była zlodowaciała, 
to trzeba było sobie pozjeżdżać nieco.   


Na Wieżę Widowiskową już nie wchodziliśmy, bo co niektórzy coraz głośniej mówili 
o jedzeniu. :D


Do aut mieliśmy z tego miejsca jeszcze kawałek drogi. Przyśpieszaliśmy coraz bardziej, 
bo po dwugodzinnym spacerze coraz bardziej marzył nam się suto zastawiony
 stół świąteczny... I taki był. My, kobiety, już się oto postarałyśmy. :) 

HKCz
29.12.2017