wtorek, 5 czerwca 2018

Raj dla zwierząt i ludzi w Eigeltingen. Rok później

Tak jak obiecałam sobie, kiedy w zeszłym roku z początkiem wiosny byłam w Eigeltingen, wróciłam tu zeszłej niedzieli. Też z Rodzinką. Było już niemalże wszędzie zielono. Tylko straszna ulewa nas dopadła i za dużo zdjęć nie zrobiłam. Ale mimo to, wycieczka była wspaniała. Po deszczu powietrze było orzeźwiające i bardzo pachnące. Dlatego dłużej wędrowaliśmy po lasach niż po zagrodzie. Chyba trzeci raz musimy tu przyjechać, aby w końcu wszystkie zwierzaki zobaczyć. :) 



Kury nie poznaję, ale konika tak. W zeszłym roku dużo zdjęć mu zrobiłam. W zaprzęgu bryczki.  


Tym razem trafiłam na przerwę obiadową Łaciatego.  



W jednej ręce trzymałam aparat, a w drugiej precla od Wnuczki, Łaciaty koniecznie chciał mi 
go chapnąć. :D  


Gniade wróciły z lasu. Czekają na obrok.  


Świnki wietnamskie jak zwykle bardzo tłuste i leniwe. W zeszłym roku było więcej białych.  


Fuj, ale to bajoro cuchnęło. No ale cóż... nie jestem świnią i nie znam się na takich zapachach. ;)  


Wietnamska rodzinka.  


Czas na kąpiel... Chyba?  


Wszystkie zwierzaki żyją tu w zgodzie... Polscy politycy powinni je zobaczyć i wziąć z nich 
przykład. ;)  


Uśmiałam się z Aramisa. On na widok tej krowy aż podskoczył z wrażenia i zaczął ją obszczekiwać 
jak szalony. Po chwili jednak kapnął się, że to atrapa, wtedy zaczął jakoś tak śmiesznie prychać. 


A ta krowa to wcale nie taka znów atrapa. Na niej urządzane są zawody dojenia... piwa. :D  



Tu koniecznie chciałam uwiecznić zjeżdżających na linie, ale mi się nie udało... Taką zawrotną 
szybkość mieli.   



Tu nasi Mężczyźni się zatrzymali na dłużej...  


 Nie było rady, trzeba było swoje nawąchać się. Na szczęście tylko spalin. Po deszczu kurzu 
prawie wcale nie było. 

HKCz
21.05.2017