niedziela, 27 maja 2018

Wigilia 2016

Wigilię, jak zwykle, spędziliśmy rodzinnie. I jak zwykle, bardzo miło. Najpierw była uroczysta kolacja, potem, tradycyjnie już, teatrzyk w wykonaniu moich starszych Wnuków. Scenariusz napisali, jak zwykle, sami. Po teatrzyku i odśpiewaniu (a i odtańczeniu) różnych kolęd, wszystkie Wnuki wraz z babcią odmaszerowały do pokoju najstarszej Wnuczki, aby tam odczekać na "przylot" Aniołka... Przyleciał. Ha, i przytaszczył duuużo prezentów. To tyle w największym skrócie. Moi mili, świętujcie nadal miło, jako i my miło świętujemy. :) 





Barszczyk z uszkami być musiał. Taka tradycja u nas.   


Po spektaklu brawom nie było końca. O, jest i scenariusz widoczny.  


W oczekiwaniu na "przylot" Aniołka, nawet Mikołaj dostał skrzydeł.  



W końcu pacnął na fotel bujany i czeka na "przylot skrzydlatego", no i na prezent, ma się rozumieć.


Najmłodsza Wnuczka nie bardzo wie na co czeka, ale też czeka. ;)  


Aha, mówi że czeka na Mikołaja. Prawdziwego. Pewnie dlatego, że  tylko Mikołaja pamięta.  


 O, Aniołek już przyleciał. Dał znak dzwoniąc 3 razy do drzwi. No to my pędem po schodach 
do pokoju stołowego, gdzie stoi choinka. Najstarsza Wnuczka pewnie najgrzeczniejsza była, 
bo popędziła jako pierwsza. ;)  


O rany! Jaka moc prezentów! Rozpakowywanie trwało bardzo długo... przy dźwiękach radosnych okrzyków.


A oto i Asystenci Aniołka. Napracowali się, jak zwykle, co niemiara.   


Było miło i radośnie. Zwłaszcza wtedy, kiedy Aramis "śpiewał" kolędy.   



A to główny bohater spektaklu w zbliżeniu. Mikołaj, syn, wnuk, brat i... piłkarz w jednej osobie.

  HKCz
25.12.2018