piątek, 25 maja 2018

Ostatnie migawki z wojaży po Dolnym Śląsku

Na zakończenie moich wspomnień z wrześniowych wojaży po Kraju Ojczystym, jeszcze kilka obrazków. Typowo polskich. Bo jakże inaczej nazwać obiad ze schaboszczakami, jakimi zostaliśmy uraczeni w Oberży PRL w Jedlinie-Zdroju? No, ludziska, takiego ogromiastego schaboszczaka to ja jeszcze nigdy i nigdzie nie jadłam... I nie zjadłam, bo chybabym pękła, gdybym go zjadała. :D Aramis mi pomógł. Córce też. A w Długopolu Dolnym to już po dożynkach byłam. Maszerowaliśmy tam z Aramisem z Wilkanowa do sklepu. Po co? A po świeże bułeczki na śniadanie dla Rodzinki.





Marsz był szybki. Musiałam się śpieszyć. Po śniadaniu wyruszaliśmy na kolejną wycieczkę po
Dolnośląskiej Ziemi, a koniecznie chciałam zrobić Rodzince niespodziankę na śniadanie. Uwielbiają
polskie bułki. 20 km (w obydwie strony, w większości po polach) zrobiliśmy z Aramisem w ciągu 3 godzin.  







Po drodze Aramis napoił się zdrowo w Nysie Kłodzkiej. Chciał jeszcze popływać, bo pływać kocha.
Ale mu nie pozwoliłam. Czas naglił. Rodzinka czekała na nasz powrót. A potem w drogę... wzdłuż
i wszerz Dolnego Śląska.  

HKCz
10.11.2016