Na szczęście był on krótki, bo
chybabym spuchła z wysiłku i pękła jak balonik. :D Jak już
wspominałam, w naszym mieście 12 lipca odbył się Rowerowy Maraton
Górski. Od 21 lat odbywa się zawsze w lipcu. Biorą w nim udział
zawodowi kolarze górscy z wielu krajów świata, ale także
amatorzy. Tym razem startowało ponad 4 tys. kolarzy. Trasa
przebiegała po górach i lasach wokół
Albstadt, po malowniczych terenach Jury Szwabskiej.
Trasa wyścigu jest co roku taka sama. Albo prawie taka sama.
Zawodnicy pokonują ją w czasie od niespełna 3 do ponad 6 godzin.
Dlaczego aż tak duża rozpiętość w czasie? No cóż, w maratonie
biorą udział zawodowi kolarze górscy i amatorzy - obu płci.
Bakcyl rowerowy i na mnie
w tym dniu mocno zadziałał, wybrałam się więc na dłuższą
wycieczkę rowerową. Trasę zaplanowałam sobie w kierunku
przeciwnym do trasy Maratonu. Jakie było moje zdziwienie, kiedy po
kilku kilometrach napatoczyłam się jednak na jeden z odcinków
Maratonu. Czyżby organizatorzy zmienili w tym roku trasę? No to już
się zatrzymałam i pokibicowałam kolarzom.
O, biedny kolarz!
Powietrze mu z kół uszło. Zmartwiony kolarz krzyknął
pytanie w stronę kibiców: "Czy ma ktoś pompkę?" Na
szczęście ktoś miał.
Kolarz tęsknym okiem
popatrzył za swoimi współtowarzyszami znikającymi za
zakrętem, w mig napompował koła i jak szalony popedałował
za nimi.
Hihihi! a na drugim planie
spokój i konsumpcja. ;)
Może dogoni swoich
współtowarzyszy. Aplauz kibiców był wielki. Z pewnością dodał
mu skrzydeł.
Kolejni kolarze przelatują
przez krótki odcinek w Lautlingen i pędzą na górską, morderczą
trasę.
Pooglądałam sobie
jeszcze od jednego z kibiców ogromnego Quada... i pojechałam w las.
A
w lesie, ni stąd, ni zowąd, znów napatoczyłam się na
kolarzy. A śmigało ich tam po leśnym dukcie mnóstwo. Jeden z nich
na mój widok zawołał: - "Du kommst von falsche Richtung!"
(tłum. "Ty jedziesz w złym kierunku!"). No wiecie co
ludziska, wziął mnie za maratończyka. :D Odkrzyknęłam mu ze
śmiechem: - "Keine Sorge, mein Richtung ist OK! (tłum. "Nie
martw się, mój kierunek jest OK!")... A to ci
numer!
Wędrowców też wielu
można było w lesie spotkać.
W centrum miasta co roku
na zakończenie Maratonu organizowana jest wielka impreza rozrywkowa
dla kolarzy i kibiców. Wieczorem jest tu gwarno i wesoło. Na
wielkich telebimach kibice już od rana mogą oglądać przebieg
Bike-Marathonu... i dobrze zjeść.
To jeszcze nie koniec
moich wrażeń w dniu Bike-Marathon. Po wycieczce rowerowej
pojechałam po Wnuczka, Maratończyka z dnia poprzedniego, i z
godzinkę pojeździliśmy sobie jeszcze razem. Kiedy
wracałam do domu, przeżyłam szok... w tunelu. Ale o tym w kolejnym
wpisie.
HKCz
14.07.2015