Tak mój Wnuczek nazwał nasz wspólny
popołudniowy wypad na rowerach, kiedy wyjeżdżaliśmy z jego domu.
A było to w dniu Bike-Marathonu, po moim porannym rajdzie rowerowym
i przypadkowym w nim udziale. ;) Jadąc ulicami miasta, a później
przez las, trzymaliśmy się dróg na tyłach maratonu. Ale tam też
mogliśmy podziwiać piękne widoki. Gorzej było ze mną, jak już
wracałam do swojego domu. Ale o tym na końcu wpisu.
Wnuczek śmiga pierwszy, a
ja za nim. Wyjeżdżamy z miasta.
Tu widać wyraźnie, że
jest weekend. Ordnung muss sein. (tłum. Porządek musi być). Bardzo
mi się to podoba.
Pociągi podmiejskie
kursują w każdym dniu.
A w lesie ktoś jakieś
znaki zostawił. Pewnie dzieciaki z leśnej chatki w podchody się
bawiły. Za zgodą leśniczego oczywiście.
Na leśnej polanie udało
nam się pięknego liska zobaczyć . Najwyraźniej nas obserwował.
Na innej zaś polanie
czapla nam się przyglądała. A może tak mi się wydawało, bo
zdjęcia robiłam z bardzo daleka.
Wiewiórek mnóstwo
biegało po lesie. To jedna z nich. Szukała czegoś w ziemi. Może
zeszłorocznych zapasów? Jak to - zapominalskie - wiewiórki.
A tego dorodnego pająka
już wcześniej podziwialiśmy przy furtce z ogrodu.
Wnuczek, jako że
brał udział udział dzień wcześniej w Bike-Marathonie dla
dzieci i młodzieży, nadal jeździł ze swoim numerem startowym. Tu
na zdjęciu trenuje skoki na muldach.
Po miłej i
pouczającej przejażdżce odprowadziłam Wnuczka do jego domu, a
sama ruszyłam przez miasta w kierunku swojego domu.
Wnuczek załapał bakcyla
rowerowego już we wczesnym dzieciństwie. Do dziś kocha jazdę na
rowerze. Jego Siostrzyczka nieco mniej, bo kiedyś wjechała w nią
autem pewna nierozgarnięta kobieta, ale też jeździ.
Wyprowadzka rowerów z
ogrodu na ulicę.
- Babciu popatrz jak ja
jeżdżę! - wołał do mnie zachwycony Wnuczek.
OK, wracam do
teraźniejszości... To tunel - miejsce szoku, który przeżyłam,
wracając już sama do swojego domu, i o którym wspominałam w
poprzednim wpisie.
Bike-Mahraton dobiegł już
końca. Wielu kolarzy wracało różnymi ulicami do swoich hoteli. Ja
też już wracałam do domu z przejażdżki z Wnuczkiem. Kierowałam
się na drogę wzdłuż tunelu. Widać ją na zdjęciu z prawej
strony. Nawet jak autem jadę, to omijam tunel. (Nie lubię tuneli.
Od dziecka mam do nich uraz. Po pewnym dramatycznym przeżyciu).
Rowerem i motorowerem przez tunel jeździć nie wolno. Pieszym także
wstęp wzbroniony. Mówią o tym znaki drogowe widoczne na powyższym
zdjęciu. Kiedy się zbliżałam do drogi wzdłuż tunelu, Służby
obsługujące Bike-Marathon, nie wiedzieć czemu, niemalże mi przed
nosem zamknęły do niej wjazd. No to ja, niewiele myśląc, zamiast
zeskoczyć z roweru i poprowadzić go chodnikiem, w rozpędzie
wjechałam do tunelu. Rany! To była jazda! Co mi strzeliło do
głowy?! Pewnie dostałam chwilowego zaćmienia umysłu... Blackout,
jak to mówią Anglicy. ;)
Najpierw zjazd głęboko w dół, a
potem pod górę. Ciemno. Spaliny. Ogłuszający huk silników.
Potworny przeciąg. W najniższym punkcie tunelu uderzył we mnie tak
silny podmuch powietrza, że mnie aż zarzuciło razem z rowerem i
mało nie wyrżnęłam wprost pod nadjeżdżające z przeciwka auto.
Nagle do potwornego huku silników, doszły jeszcze wyjące trąbienia
iluś tam aut weselników, którzy akurat wjechali do tunelu. O
matko! Momentami myślałam, że to mój koniec, że koszmarny sen,
jaki miałam minionej nocy, właśnie się spełnia… Jeszcze
mocniej zaczęłam pedałować, choć było coraz bardziej pod górkę.
Na szczęście każdy tunel ma to do
siebie, że się kiedyś kończy. Ten też się kończył. Wreszcie
zobaczyłam światło w tunelu. Przeżyłam! Uff! Co za ulga!
Mój najstarszy Wnuczek powiedział, że
mnie doskonale rozumie, co przeżyłam, bo też miał kiedyś
chwilowy blackout i podobną „przygodę” w tym tunelu. Moje
Dzieci natomiast najpierw się wystraszyły, potem mnie ochrzaniły,
że mnie zawsze gdzieś poniesie, a potem to już wszyscy śmialiśmy
się zdrowo. Dzieci szykują już nawet nową anegdotę na mój temat
pt.: „Jak to babcię przez tunel wichry pognały”. :D
Zdjęcia tunelu zrobiłam wczoraj.
Poświęciłam się, i dla zobrazowania moich przeżyć,
specjalnie pojechałam przez tunel autem.
HKCz
17.07.2015