Chyba po raz pierwszy w życiu
urządziłam sobie w grudniu wycieczkę rowerową. No ale zawsze musi
być ten pierwszy raz. ;) Było zimno, szron zdobił las, a ja trochę
przeziębiona… Ale co tam, skoro już wcześniej zaplanowałam
sobie pojeździć na rowerze, to pojeździć musiałam. Nie dużo jednak, bo
tylko 25 kilometrów po lasach i łąkach. Zimno mi w ogóle nie
było. Wręcz przeciwnie. Do domu wróciłam spocona i… wyleczona.
Serio! Przeziębienie minęło mi jak ręką odjął. I jak tu nie
kochać roweru?
Hihihi...! Wyglądam jak kosmita, tak
opatulona. Phiii...! Najważniejsze, że ciepło mi było. Pewnie
też Kosmos nade mną czuwał. ;)
też Kosmos nade mną czuwał. ;)
W ocienionych miejscach wszędzie szron
leżał na ziemi.
Barany zbaraniały na mój widok. A ja
na ich... Bo co one tam skubią, skoro trawa sztywna
jest? Może lubią lody?
jest? Może lubią lody?
Wyrżnęłam jak długa na zaszronionym zakręcie,
ale jakoś dziwnie nic mi się nie stało... Aha,
przecież Kosmos nade mną czuwa.
przecież Kosmos nade mną czuwa.
W słońcu było cieplej i szronu ani
śladu już. Ale po zaszronionych dróżkach fajniej mi
się jeździło... z poślizgiem. :D
się jeździło... z poślizgiem. :D
HKCz
8.12.2016