Tak stało się u nas dzisiaj istotnie.
Dziwnym trafem, bez żadnego umawiania - Rodzinnie - spotkaliśmy się
w lesie na wczesnoporannym Nordic Walking. Aby świętować Dzień
Matki, umawialiśmy się dopiero na kolację w leśnej karczmie.
Wyszło jednak na to, że już o poranku rozpoczęliśmy świętowanie.
Moja najmłodsza Wnusia
jest oczywiście także. Papa ma ją w chuście na piersiach. My
zasuwamy szybkim marszem, a ona sobie śpi snem sprawiedliwego. ;)
Tylko nózie Wnusi dyndają
w rytm naszego marszu.
Aramis maszeruje z nami
radośnie, zadowolony, że Starsze Państwo - w komplecie - ma przy
sobie. Młodsze Państwo jeszcze śpi smacznie w domu.
Pogoda o poranku cudowna.
Powietrze rześkie, pachnące... Życie jest piękne!
Czas, by się rozdzielić.
Każdy z nas ma przecież auto zaparkowane w zupełnie innym miejscu.
Bo tak po prawdzie, to jest "mój" las, moje Dzieciaki
dzisiaj na Nordic Walking trafiły do tego akurat lasu - przypadkowo.
Dogadaliśmy jeszcze plany
na wieczorne świętowanie, i każdy poszedł (czyt. pomaszerował) w
swoją stronę. Aramisowi było jednak bardzo trudno się ze mną
rozstać.
Aramis przez chwilę nie
mógł się zdecydować z kim iść. Próbował mnie - swoim sposobem
- namawiać, bym pomaszerowała z nimi. Ale w końcu, kiedy Pan na
niego gwizdnął, szczeknął tylko na pożegnanie i pognał za swoim
Państwem.
A tę różyczkę wręczył mi na Dzień Matki mój Syn... Hihihi...! o 7-mej rano. Też ranny z niego ptaszek dzisiaj.
HKCz
10.05.2015