niedziela, 25 lutego 2018

Dzień Matki... przez przypadek wcześniej rozpoczęty

Tak stało się u nas dzisiaj istotnie. Dziwnym trafem, bez żadnego umawiania - Rodzinnie - spotkaliśmy się w lesie na wczesnoporannym Nordic Walking. Aby świętować Dzień Matki, umawialiśmy się dopiero na kolację w leśnej karczmie. Wyszło jednak na to, że już o poranku rozpoczęliśmy świętowanie.


Moja najmłodsza Wnusia jest oczywiście także. Papa ma ją w chuście na piersiach. My zasuwamy szybkim marszem, a ona sobie śpi snem sprawiedliwego. ;)



Tylko nózie Wnusi dyndają w rytm naszego marszu.


Aramis maszeruje z nami radośnie, zadowolony, że Starsze Państwo - w komplecie - ma przy sobie. Młodsze Państwo jeszcze śpi smacznie w domu.  


Pogoda o poranku cudowna. Powietrze rześkie, pachnące... Życie jest piękne!  


Czas, by się rozdzielić. Każdy z nas ma przecież auto zaparkowane w zupełnie innym miejscu. Bo tak po prawdzie, to jest "mój" las, moje Dzieciaki dzisiaj na Nordic Walking trafiły do tego akurat lasu - przypadkowo. 


Dogadaliśmy jeszcze plany na wieczorne świętowanie, i każdy poszedł (czyt. pomaszerował) w swoją stronę. Aramisowi było jednak bardzo trudno się ze mną rozstać.  


Aramis przez chwilę nie mógł się zdecydować z kim iść. Próbował mnie - swoim sposobem - namawiać, bym pomaszerowała z nimi. Ale w końcu, kiedy Pan na niego gwizdnął, szczeknął tylko na pożegnanie i pognał za swoim Państwem.  



A tę różyczkę wręczył  mi na Dzień Matki mój Syn... Hihihi...! o 7-mej rano. Też ranny z niego ptaszek dzisiaj. 

HKCz
10.05.2015