Astronomiczny wczoraj,
kalendarzowy dzisiaj. I co? I śniegu nadal ani widu, ani
słychu. Choć pojutrze Wigilia. Dni są słoneczne, niebo błękitne,
temperatura +9 st. Jak tak, to... w to mi graj! Nadal mogę jeździć
rowerem. Wczoraj, czyli w pierwszym dniu astronomicznej zimy, między
przedświątecznymi zajęciami, ruszyłam na kolejną w grudniu
wycieczkę rowerową. Pogoda pozwoliła mi na dłuższą wycieczkę.
Pojechałam tam, gdzie nigdy jeszcze nie byłam. Na szczyt najwyższej
góry w naszym mieście: Oberer Berg (Góra Wysoka) 982 m.n.p.m. Oto
widoki jakie podziwiałam z siodełka rowerowego w drodze na szczyt
góry i z powrotem:
Szczyt góry oryginalnie oznaczony.
W cieniu wszędzie widać
szron... I tylko w cieniu.
Po drodze przejechałam przez ogromne,
stare gospodarstwo.
Psy witały mnie głośnym szczekaniem.
Słońce świeciło z całej mocy i
pięknie zabawiało się cieniem... w najkrótszym dniu w roku.
Widok na przeciwległą górę.
Kiedy zajechałam na szczyt, skończyła
mi się droga. :)
Postanowiłam, że przyjadę tu raz
jeszcze na wiosnę, wtedy łąki będą bardziej "utwardzone"
i koła
roweru nie będą się zapadać.
Wracając ze szczytu, jechałam
asfaltówką. Gnałam jak szalona. Super się jechało. Szybko, i
prawie
bez pedałowania. Momentami osiągałam szybkość ponad 40
km/h. Mnie szybkość nie przeraża.
Wiele lat jeździłam motocyklem.
Widoki były piękne, ale ich zdjęcia
mniej. No cóż, robiłam je jadąc.
Nisko położone słońce, jak zwykle o
tej porze, chwilami oślepiało niemiłosiernie.
Kiedy pędzę z górki, nie siedzę na
siodełku, zawsze stoję na pedałach. Uwielbiam taką jazdę.
Na koniec wycieczki zajechałam na
podwórko jeszcze innego gospodarstwa. Chciałam z bliska
zobaczyć
te oryginalne figurki...
A potem pognałam przez las do domu...
Zajęcia przedświąteczne czekają. ;)
HKCz
22.12.2018